minim
Ostatnio w centrum mojego zainteresowania znalazł się minimalizm. Jako idea zarówno dla higieny umysłu, jak i porządkowania przestrzeni. Osobie nadwrażliwej i bardzo oddźwiękowej jest to bardzo potrzebne.
I tak po kilkunastu godzinach namysłu, przerwie dość długiej w pracy, chwili w Krakowie wiem już o wiele więcej.
Jak to jest wygaszać perfekcjonizm... jak to jest żyć bez fejsbuka... jak to jest żyć bez smartfona w ogóle.. jak to jest wrócić do czytania książek.. jak to jest skasować niemal wszystkie tablice na pintereście... wywalić tysiąc zbędnych rupieci z domu... spojrzeć na nowo na przestrzeń. Ograniczyć bodźce i stresory. Bo czymże są powtarzające się róże na zasłonach w kuchni? Bynajmniej mnie nie uspokajały.
Ileż trzeba dystansu, by to wszystko rozsądzić.
Idea owa zakłada również minimalizm myślowy, a konkretniej rzecz ujmując mindfullness czyli po naszemu uważność. Bycie tu i teraz. Hic et nunc. Znów moje poszukiwania prowadzą mnie do jednego punktu ze wszech miar genialnego w swej prostocie i jakże głęboko duchowego.
By być w miejscu, w którym się znajdujesz. By rozmawiać z człowiekiem, który stoi naprzeciw ciebie. By widzieć litery, na które patrzysz.
Przede mną stoi zadanie wyrzucenia kolejnych ton rzeczy z domu.
Jest nawet jeszcze jedna kwestia, o której siebie nie podejrzewałam: tzw. ekologia. Zawsze miałam przekonanie, że to takie.. pompatyczne, nieprawdziwe.. sama nie wiem jakie.
A dziś myślę o tych wszystkich worach śmieci, które wystawiamy przed dom. Patrzę na białą reklamówkę i zastanawiam się jak długo będzie się rozkładać. Oglądam przepiękne butelki na wodę wielokrotnego użytku i zabieram do samochodu koszyk wiklinowy na zakupy.
Zestrajam się ze sobą. Z tym, jak mnie Pan Bóg nastroił. I będzie harmonia.
I będzie pięknie brzmiało.
mój wtorkowy poranek
Komentarze
Prześlij komentarz