yyyyy..

Gdzie to ja skończyłam?

Ciągłość blogowania jest marna.

Ale ile się wydarzyło po drodze!




Byłam na moim wymarzonym kursie pikowania z Wiesią Pawłowską (Quilt and Smile)!
Było arcycudownie i wypikowałam swoje pierwsze pióra...
Z radości zostałam aż ucałowana przez wyżej wymienioną.
Ja zaś nie omieszkałam uściskać prowadzącej - tak byłam szczęśliwa.
I nadal jestem.
Marynia od 12 była maskotką Szkoły Patchworku; zasnęła przy pracy sześciu maszyn do szycia nad jej głową...

Poza tym piekę chleby:


Oraz zrobiłam pierwszy raz w życiu ser. W typie korycińskiego.




To niezwykle miłe, gdy osoby, które próbują mojego chleba, zachwycają się jego smakiem. Ostatnio upiekłam chleb w prezencie. Przyjemnie było odebrać kolejnego dnia MMSa od obdarowanego: na zdjęciu widać ostatnią kromeczkę - bochenek został pożarty w trybie przyspieszonym.
Nie mam za wiele czasu na szycie niestety, bo wieczorami padam spać. Wstaję co noc trzy-cztery razy, więc nie nadaję się na późnonocne szycie. Niestety!
W zeszłym tygodniu powstał tylko mały króliczek dla nowonarodzonej Natalki.


Teraz pędzę myć latorośle.

Komentarze

  1. yyyyyyy!!!!!!
    Piękne pikowanie! Zazdroszczę Ci kursu, reszta też cuda.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty