constans

Przejrzałam poprzednie wpisy i zrobiło mi się ciepło na sercu.
Ten proces trwa, rozwijam się, uspokajam wciąż.
Po dwóch latach "urlopu" wróciłam do pracy. Jakżeż sama zdziwiłam się swoimi reakcjami na proste wydarzenia. A w zasadzie... brakiem reakcji. To tylko dwa lata, a ja mam poczucie, jakbym poszła do przodu co najmniej pięć mentalnych lat :)
Zdaję się na prowadzenie z Góry. A cóż to znaczy? To znaczy, że słucham swojego serca, tego, czego ja pragnę, a nie postronni obserwatorzy, czy może nawet przyjaciele? Ktoś przecież umieścił w tymże sercu takie a nie inne pragnienia, ktoś serce owo ukształtował i tchnął w nie życie. Źle jest wciąż i wciąż iść samemu sobie pod włos. Nie wiem jak lepiej to ująć. Ciągle się biczować. Płynąć pod prąd. Ale prąd swój własny, prywatny, osobisty, niepowtarzalny.

Wyjęłam z szafy obrus po mojej prababci Eli. A może po Babci Zosi? Sama już nie wiem za bardzo. Obrus jest biały, adamaszkowy, z pięknymi wzorami winogron. Chciałabym go używać, ale niestety jest już powycierany, poplamiony i rozmiar zupełnie nie pasuje do mojego stołu kuchennego.
Wycięłam bezlitośnie kwadrat czystej powierzchni i narysowałam na nim serce. A potem zaczęłam pikować zainspirowana poduszką uszytą przez Wiesię Pawłowską...

Tym samym zrobiłam nareszcie prezent dla mojej Mamy.



Zdjęcia robiłam na szybko telefonem przed Mamy wyjazdem... Ale udało mi się złapać światło, które podkreśla pikowanie.
Cieszę się, że to zrobiłam. Tak po prostu.

Komentarze

Popularne posty